czwartek, 10 listopada 2016

Heavy metal w starym stylu.

  Eternal Champion to zespół pochodzący ze Stanów Zjednoczonych. Skład jest ciekawy, ponieważ mamy w nim trzech gitarzystów (Blake Ibanez, John Powers, oraz Carlos Llanas), wokalistę (Jason Tarpey), oraz osobę odpowiadającą za klawisze, bass, oraz perkusję (Arthur Rizk). Jak wyszedł debiut ,,The Armor Of Ire" dla tego zespołu?
   Zacznijmy może od kwestii okładki. Biją od niej lata 80 heavy metalu. Trudno uwierzyć aż, że za tą okładkę odpowiada Adam Burke - osoba, która odpowiada za okładkę ,,Terminal Redux" zespołu Vortex. Już na samym początku ,,I Am The Hammer" czuć dobre, heavy metalowe granie. Utwór tytułowy ,,The Armor Of Ire" mocno zalatuje power metalem. Jednak nie jest zły, nawet przyjemnie się go słucha. Solówka jak dla mnie nie posiada tutaj jakiegoś wybitnego brzmienia, wręcz mnie irytuje. ,,The Last King Of Pictdom" to utwór z wpadającym w ucho głównym riffem i solówką, bierze mnie to. ,,Blood Ice" to preludium na bębnach jakby nawoływał do nadciągnięcia czegoś wielkiego... I faktycznie tak jest! Nadciąga ,,The Cold Sword" z którego wychodzi wspaniały duch heavy metalu. Nie mam jakichkolwiek zarzutów do tego utworu. Na heavy metalowych albumach jest słabo bez ballady, jednak tutaj jej nie brakuje. Tą balladą jest ,,Invoker" wraz z energicznym refrenem. Niezły jest ,,Sing A Last Song Of Valdese" - 6-minutowy utwór. ,,Shade Gate" jest ciekawym outro, które zamyka album.
  Ten debiut to na prawdę nie jest zły album. Ciekawe riffy, okładka i w ogóle. Jednak brakuje mi tu sporo rzeczy, jak chociażby solówki przy których aż chce się machać głową. Niestety, ale i tak podwyższam ocenę dając 6/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz