Z pewnością każdy fan thrash metalu zna zespół Kreator. Uważam, że albumy jak ,,Pleasure to Kill", czy ,,Extreme Agression" to jedne z najlepszych albumów tego zespołu, jak i samego thrashu. Zespół również eksperymentował w industrial oraz gothic metalu, co nie wyszło tak źle. Po pięciu latach od ostatniego albumu ,,Phantom Antichrist" otrzymaliśmy nowy materiał - ,,Gods of Violence".
Fani surowego thrashu mogą mieć problem z przekonaniem się do tego albumu, ponieważ powtarza pomysł jak ostatnio. Mianowicie ponownie usłyszymy sporo melodii.
Spodobała mi się tematyka tekstów - II wojna światowa (Totalitarian Terror), zmarli muzycy (Fallen Brothers).
Jednym z najbardziej podobających mi się utworów będzie utwór tytułowy. Stworzony idealnie, żeby grać go na koncercie.
Za bardzo melodyjny dla mnie jest ,,Hail To The Hordes". Solówki świetne, tylko za dużo melodii o czym już wspomniałem. Jednak sam refren podoba mi się i tylko on ratuje ten utwór.
Jednak po tym utworze mamy ,,Lion with Eagle Wings", który posiada trochę melodii, ale zdecydowanie mniej niż poprzedni utwór.
Uwielbiam Kreatora i ten album może nie przebija starych albumów, ale trzyma poziom nowszych. Dlatego moja ocena to 8.5/10
Galeria Dega
niedziela, 26 lutego 2017
sobota, 31 grudnia 2016
TOP 10 albumów z 2016 roku.
1. Nowy album Aborted mnie zniszczył. Nie będę ukrywać, że darzę wielką sympatią ten zespół i miałem ogromne nadzieje. Zostały spełnione. Tnące riffy oraz solówki - po prostu death metalowa rzeź. ,,The Necrotic Manifesto" był sporym rywalem, jednak ,,RetroGore" się broni bez dwóch zdań. Belgowie jak zawsze spisali się na sto procent. Czy mogę na coś narzekać? Może na mało wyróżniające się ,,Bit by Bit". Najmocniejszy utwór z tego albumu to ,,The Mephitic Conundrum".
2. ,,Światu wszystko jedno" posiada niesamowity klimat. Pomimo, że założycielem projektu jest Sars, znany z między innymi z takich zespołów jak Furia czy Morowe, tutaj nie usłyszymy black metalowego oblicza. To post-rockowa podróż, której opis można przeczytać na moim wpisie o tym albumie. Zostałem bardzo zaskoczony i wyczekuję kolejnych albumów.
3. Nowy album Oranssi Pazuzu jest czymś wspaniałym. Czuję przeszywające mnie wibracje po całym ciele oraz niepokój podczas słuchania. Nie jest on łatwy w odbiorze, trzeba mu poświęcić sporo uwagi, która zostanie wynagrodzona. Nie ma co, Finowie z tego zespołu postarali się w tym roku i podnieśli poprzeczkę.
4. Dla odmiany album o którym nie zamieściłem recenzji. Nie mógłbym pominąć najnowszego Ulvera. Jest to muzyka zrobiona do filmu Riverhead. Nigdy nie zostałem zawiedziony przez ten zespół i tak samo jest tym razem. Usłyszymy tutaj folkowe momenty. Jednak uogólniając jest to ambient. Już nie mogę się doczekać kolejnego albumu Ulvera w kolejnym roku.
5. Ponownie niezrecenzowany album. Tym razem Kanadyjczyków z
Chthe'ilist. Po nazwie widać zainteresowanie Lovecraftem. Techniczny death metal w klimatyce horroru oraz dark fantasy. Jest to dopiero debiut, sam nie wiem czego spodziewać z czasem. Za perkusję odpowiada Philippe Boucher po czym możemy się spodziewać świetnych wrażeń.
6. Genialny debiut dwóch norwegów, znanych od dawna na scenie metalowej. Użyty został tutaj język staronorweski co jest godne podziwu. Mamy tutaj połączenie folku oraz black metalu. Nie zabraknie tutaj spokojnych momentów, jak i black metalowej rzeźni.
7. Okropną rzeczą byłoby pominąć trzeci album Pogavranjen. Chorwacki black metal w najlepszym wydaniu. Kiedy dowiedziałem się, że zespół jest w zawieszeniu, zrobiło mi się przykro. Zespół rozwijał się w oryginalnym i nieobliczalnym stylu. Mam ochotę na więcej. Liczę na to, że panowie znowu się zgrają i usłyszę kolejne utwory równe z tegorocznego albumu.
8. Ponownie rodzimy zespół, black metalowy album i wydany przez Arachnophobia Records. Mroczna psychodelika, która prowadzi nas w podróż wgłąb samego siebie. Dawno nie słyszałem czegoś tak oryginalnego. Ten rok był wysypem ciekawych smaczków na polskiej scenie i nie tylko.
9. Cholera, co ja mam z tym black metalem? Tym razem z Grecji. Wspaniałe klawisze, które powaliły mnie na łopatki tutaj. Psychodeliczny klimat, skrzeki, jak i czysty wokal. Bardzo często wracam do tego albumu.
10. Cult of Luna pokazali klasę ostatnio na ,,Vertikal". Tym razem nowy album - ,,Marines" - nagrali wraz z wokalistką Julie Christmas. Ciężki i powolny sludge metal z cudownymi krzykami oraz damskim wokalem. Szwedzi ponownie pokazali klasę.
2. ,,Światu wszystko jedno" posiada niesamowity klimat. Pomimo, że założycielem projektu jest Sars, znany z między innymi z takich zespołów jak Furia czy Morowe, tutaj nie usłyszymy black metalowego oblicza. To post-rockowa podróż, której opis można przeczytać na moim wpisie o tym albumie. Zostałem bardzo zaskoczony i wyczekuję kolejnych albumów.
3. Nowy album Oranssi Pazuzu jest czymś wspaniałym. Czuję przeszywające mnie wibracje po całym ciele oraz niepokój podczas słuchania. Nie jest on łatwy w odbiorze, trzeba mu poświęcić sporo uwagi, która zostanie wynagrodzona. Nie ma co, Finowie z tego zespołu postarali się w tym roku i podnieśli poprzeczkę.
4. Dla odmiany album o którym nie zamieściłem recenzji. Nie mógłbym pominąć najnowszego Ulvera. Jest to muzyka zrobiona do filmu Riverhead. Nigdy nie zostałem zawiedziony przez ten zespół i tak samo jest tym razem. Usłyszymy tutaj folkowe momenty. Jednak uogólniając jest to ambient. Już nie mogę się doczekać kolejnego albumu Ulvera w kolejnym roku.
5. Ponownie niezrecenzowany album. Tym razem Kanadyjczyków z
Chthe'ilist. Po nazwie widać zainteresowanie Lovecraftem. Techniczny death metal w klimatyce horroru oraz dark fantasy. Jest to dopiero debiut, sam nie wiem czego spodziewać z czasem. Za perkusję odpowiada Philippe Boucher po czym możemy się spodziewać świetnych wrażeń.
6. Genialny debiut dwóch norwegów, znanych od dawna na scenie metalowej. Użyty został tutaj język staronorweski co jest godne podziwu. Mamy tutaj połączenie folku oraz black metalu. Nie zabraknie tutaj spokojnych momentów, jak i black metalowej rzeźni.
7. Okropną rzeczą byłoby pominąć trzeci album Pogavranjen. Chorwacki black metal w najlepszym wydaniu. Kiedy dowiedziałem się, że zespół jest w zawieszeniu, zrobiło mi się przykro. Zespół rozwijał się w oryginalnym i nieobliczalnym stylu. Mam ochotę na więcej. Liczę na to, że panowie znowu się zgrają i usłyszę kolejne utwory równe z tegorocznego albumu.
8. Ponownie rodzimy zespół, black metalowy album i wydany przez Arachnophobia Records. Mroczna psychodelika, która prowadzi nas w podróż wgłąb samego siebie. Dawno nie słyszałem czegoś tak oryginalnego. Ten rok był wysypem ciekawych smaczków na polskiej scenie i nie tylko.
10. Cult of Luna pokazali klasę ostatnio na ,,Vertikal". Tym razem nowy album - ,,Marines" - nagrali wraz z wokalistką Julie Christmas. Ciężki i powolny sludge metal z cudownymi krzykami oraz damskim wokalem. Szwedzi ponownie pokazali klasę.
czwartek, 8 grudnia 2016
Na temat popu słów kilka.
Od początków Black Veil Brides, większość miała zdanie, żeby poszli w muzykę popową. Tak też zrobił wokalista grupy - Andy Biersack. W tym roku wydał debiutancki album ,,The Shadow Side". Zachciało mi się aż zrecenzować jak brzmi sam wokalista, bez reszty zespołu.
Najlepiej wpadającym w ucho i pierwszym, który poznałem z tego albumu utwór to ,,We Don't Have To Dance". Refren świetny, tekst typowo pod popowe brzmienie. Jak na pop, to solówka przystępna.
,,Ribcage" mocno trąci myszką. Pomimo tego ciekawie się słucha. Jednak mam już od tego utworu, ,,Broken Pieces" oraz ,,Stay Alive" i ,,O-o-o" pierdolca, za dużo. Tym bardziej, że te utwory na albumie są po sobie. Zauważyłem, że to typowe u Andy'ego. Lubi dodawać do utworu ,,Ooo", które można chociażby kojarzyć z repertuaru Black Veil Brides - ,,Fallen Angels", czy ,,In The End".
Nie będę tutaj patrzył głównie na negatywy. Również spodobał mi się ,,Drown Me Out". Godne komentarza jest również ,,Louder Than Your Love". Lekkie i przyjemne. Na koniec mamy balladę ,,The Void". Album kończy się w smutny sposób.
Jest ciekawie, trochę irytująco, jednak zjadliwie. Pomimo hejtu na Black Veil Brides, więc analogicznie również na Andy'ego wystawiam ocenę według własnego uznania. To przyjemny, popowy album i zasługuje na ocenę 6/10.
Najlepiej wpadającym w ucho i pierwszym, który poznałem z tego albumu utwór to ,,We Don't Have To Dance". Refren świetny, tekst typowo pod popowe brzmienie. Jak na pop, to solówka przystępna.
,,Ribcage" mocno trąci myszką. Pomimo tego ciekawie się słucha. Jednak mam już od tego utworu, ,,Broken Pieces" oraz ,,Stay Alive" i ,,O-o-o" pierdolca, za dużo. Tym bardziej, że te utwory na albumie są po sobie. Zauważyłem, że to typowe u Andy'ego. Lubi dodawać do utworu ,,Ooo", które można chociażby kojarzyć z repertuaru Black Veil Brides - ,,Fallen Angels", czy ,,In The End".
Nie będę tutaj patrzył głównie na negatywy. Również spodobał mi się ,,Drown Me Out". Godne komentarza jest również ,,Louder Than Your Love". Lekkie i przyjemne. Na koniec mamy balladę ,,The Void". Album kończy się w smutny sposób.
Jest ciekawie, trochę irytująco, jednak zjadliwie. Pomimo hejtu na Black Veil Brides, więc analogicznie również na Andy'ego wystawiam ocenę według własnego uznania. To przyjemny, popowy album i zasługuje na ocenę 6/10.
wtorek, 22 listopada 2016
Coś się kończy, coś zaczyna. Nowa ścieżka Kim Gordon.
Któż nie zna zespołu Sonic Youth? Wątpię, że są takie osoby. Każdy kojarzy ich choćby z utworów ,,Dirty Boots", lub ,,Sunday".
Zacząłem temat od tego zespołu ponieważ miłość lat 80 - Kim Gordon - wraz z Alexem Knostem znanym z Tommorows Tulips, nagrali wspólnie album pod szyldem ,,Glitterbust", o takim samym tytule.
Album rozpoczyna się dość melancholijnie utworem ,,Soft Landing". Przyjemnie wprowadza, jednak brakuje mi tutaj wokalu... Cholernego wokalu, który wprowadziłby jeszcze lepiej w klimat albumu.
W kolejnym utworze - ,,Repetitive Differ" cierpię niestety na ten sam problem. Jednak brzmi to jak Sonic Youth, czy to dobrze? Każdy pewnie ma swoje zdanie. Tak na prawdę nie ma co się dziwić. Kim Gordon połowę życia spędziła wraz z tym zespołem.
Przechodzimy do wisienki na torcie - ,,Erotic Resume". Określiłbym ten utwór jako psychodeliczny noise rock. Z jednej strony czuć noise rockowe brzmienie, jednak z drugiej wprawiające nas w trans. Świetny klimat, który sprawia, że nie czuje się nawet kiedy utwór się skończył.
Ponownie czuję typowe brzmienie dla Sonic Youth w ,,The Highline". Jednak nie znaczy, że jest to złe. Przesiąka to aurą tego zespołu, oraz pewnym niepokojem. Wspaniałe, mówiąc jednym słowem.
Na koniec 15-minutowy kolos ,,Nude Economics". Fani noise rocka, na pewno nie będą zawiedzeni.
Cóż... Nie jest to na pewno poziom tak dobry jak Sonic Youth. Jednak może to tylko wina mojego przywiązania do tego zespołu. Pomimo wszystko album jest świetny. Jak na początek tego projektu nie pożałuję oceny 8/10.
Zacząłem temat od tego zespołu ponieważ miłość lat 80 - Kim Gordon - wraz z Alexem Knostem znanym z Tommorows Tulips, nagrali wspólnie album pod szyldem ,,Glitterbust", o takim samym tytule.
Album rozpoczyna się dość melancholijnie utworem ,,Soft Landing". Przyjemnie wprowadza, jednak brakuje mi tutaj wokalu... Cholernego wokalu, który wprowadziłby jeszcze lepiej w klimat albumu.
W kolejnym utworze - ,,Repetitive Differ" cierpię niestety na ten sam problem. Jednak brzmi to jak Sonic Youth, czy to dobrze? Każdy pewnie ma swoje zdanie. Tak na prawdę nie ma co się dziwić. Kim Gordon połowę życia spędziła wraz z tym zespołem.
Przechodzimy do wisienki na torcie - ,,Erotic Resume". Określiłbym ten utwór jako psychodeliczny noise rock. Z jednej strony czuć noise rockowe brzmienie, jednak z drugiej wprawiające nas w trans. Świetny klimat, który sprawia, że nie czuje się nawet kiedy utwór się skończył.
Ponownie czuję typowe brzmienie dla Sonic Youth w ,,The Highline". Jednak nie znaczy, że jest to złe. Przesiąka to aurą tego zespołu, oraz pewnym niepokojem. Wspaniałe, mówiąc jednym słowem.
Na koniec 15-minutowy kolos ,,Nude Economics". Fani noise rocka, na pewno nie będą zawiedzeni.
Cóż... Nie jest to na pewno poziom tak dobry jak Sonic Youth. Jednak może to tylko wina mojego przywiązania do tego zespołu. Pomimo wszystko album jest świetny. Jak na początek tego projektu nie pożałuję oceny 8/10.
środa, 16 listopada 2016
Dusza Polskiej Kopalni
Furia to polski zespół pochodzący z Katowic. Pod względem sławny mają wiele fanów, oraz antyfanów. Panowie zaprezentowali w tym roku nową EP oraz pełny album, jednak recenzję ich poprzedzę opisaniem debiutanckiej płyty Furii - ,,Martwa Polska Jesień".
Pierwszy utwór - ,,Nade mną mgła" - już daje zarys tego jak gra Furia. Sporo dobrych, blackowych riffów, ale również spokojnych wstawek. Po nim nadchodzi ,,Dzień czarny, noc czarna". Jest to najdłuższy utwór z tego albumu, trwający prawie 9 minut. Moim zdaniem nie jest najgorszy, jednak niezbyt mnie przekonuje. Następnie mamy ,,Krew w kolorze bursztynu". I to jest dobre! Czuć wyłaniający się depresyjny nastrój, pełen bólu i cierpienia. Kolejny sztos - ,,Ślepych dzień". Wspaniałym utworem jest ,,Na ciele swym historię mą piszę". Jest to niczym wyraz agresji i później spokój, odejście w inny wymiar... Nadciąga wielkimi krokami zima, a debiut zespołu kończy utwór ,, Idzie zima". Jest to mój ulubiony utwór z tego albumu, świetnie im wyszedł. Debiut jest przepełniony nienawiścią, oraz depresyjnymi tekstami, za co go wielbię.
Panowie wydali w tym roku EP ,,Guido". ,,1" przedstawia zupełnie innym klimat znany wszystkim fanom zespołu. Jednak błędne byłoby stwierdzenie, że jest to złe, bo jest wręcz przeciwnie. Jak dla mnie świetnie brzmi utwór rozpoczynający płytę. Drugi utwór ,,2" również trzyma się podobnie. Muszę stwierdzić, że pierwsza część tej EPki - Stara Polska księżycowa - przypomina mi klimatem Wędrowcy~Tułacze~Zbiegi. Teraz czas na drugą część płyty - Ubrdy, część 1 - rozpoczynająca się skitem ,,320 w 2". Tym razem możemy zauważyć już w ,,Hahary" typową rzecz u Furii - długie utwory. Dalej jest to post rockowy klimat. Następnie usłyszymy ,,Łączkę". Ciekawym pomysłem było dodanie... gwizdania. I że ponoć nie da się być oryginalnym? Przyjemny spacer po łączce jednak się kończy. EP zespołu kończy ,,Lew Albinos".
Czas teraz na pełny album, również z tego roku - ,,Księżyc milczy luty". Enigmatyczna okładka, tak samo tytuł, szczerze mówiąc nie wiedziałem czego się spodziewać. Tym bardziej, że zaskoczyła mnie niesamowicie epka.
Rozpoczyna się utworem ,,Za ćmą, w dym". I to czego mi tu zabrakło to bardzo mało wokali. Instrumentalnie jest przyjemnie. Dla mnie ,,Ciało" to była głęboka podróż w głąb samego siebie. Powtarzane zdanie niczym mantra ,,Ciała za mało" było tutaj przyjemnym pomysłem. Ponownie mam ochotę ponarzekać na wokale, jeśli chodzi o ,,Tam jest tu". Jednak instrumentalnie utwór niszczy. Przeszło mi jakoś bez jakiejkolwiek reakcji ,,Grzej". Chociaż nie powiem, jest dobrze. Najlepszy utwór z tej płyty to moim zdaniem ,,Zabieraj łapska". Gra na basie, oraz wokal Sarsa wyszły tutaj genialnie. Nihil również pochwalił się co potrafi. Padłem po usłyszeniu tego, totalna miazga. I na koniec ,,Zwykłe czary wieją" - utwór, który przyjemnie zamyka album.
EP, oraz pełny album są świetne i bardzo mnie przekonują do siebie. Ocenię je oba w jednej ocenie i przyznaję ocenę 8/10.
Pierwszy utwór - ,,Nade mną mgła" - już daje zarys tego jak gra Furia. Sporo dobrych, blackowych riffów, ale również spokojnych wstawek. Po nim nadchodzi ,,Dzień czarny, noc czarna". Jest to najdłuższy utwór z tego albumu, trwający prawie 9 minut. Moim zdaniem nie jest najgorszy, jednak niezbyt mnie przekonuje. Następnie mamy ,,Krew w kolorze bursztynu". I to jest dobre! Czuć wyłaniający się depresyjny nastrój, pełen bólu i cierpienia. Kolejny sztos - ,,Ślepych dzień". Wspaniałym utworem jest ,,Na ciele swym historię mą piszę". Jest to niczym wyraz agresji i później spokój, odejście w inny wymiar... Nadciąga wielkimi krokami zima, a debiut zespołu kończy utwór ,, Idzie zima". Jest to mój ulubiony utwór z tego albumu, świetnie im wyszedł. Debiut jest przepełniony nienawiścią, oraz depresyjnymi tekstami, za co go wielbię.
Panowie wydali w tym roku EP ,,Guido". ,,1" przedstawia zupełnie innym klimat znany wszystkim fanom zespołu. Jednak błędne byłoby stwierdzenie, że jest to złe, bo jest wręcz przeciwnie. Jak dla mnie świetnie brzmi utwór rozpoczynający płytę. Drugi utwór ,,2" również trzyma się podobnie. Muszę stwierdzić, że pierwsza część tej EPki - Stara Polska księżycowa - przypomina mi klimatem Wędrowcy~Tułacze~Zbiegi. Teraz czas na drugą część płyty - Ubrdy, część 1 - rozpoczynająca się skitem ,,320 w 2". Tym razem możemy zauważyć już w ,,Hahary" typową rzecz u Furii - długie utwory. Dalej jest to post rockowy klimat. Następnie usłyszymy ,,Łączkę". Ciekawym pomysłem było dodanie... gwizdania. I że ponoć nie da się być oryginalnym? Przyjemny spacer po łączce jednak się kończy. EP zespołu kończy ,,Lew Albinos".
Czas teraz na pełny album, również z tego roku - ,,Księżyc milczy luty". Enigmatyczna okładka, tak samo tytuł, szczerze mówiąc nie wiedziałem czego się spodziewać. Tym bardziej, że zaskoczyła mnie niesamowicie epka.
Rozpoczyna się utworem ,,Za ćmą, w dym". I to czego mi tu zabrakło to bardzo mało wokali. Instrumentalnie jest przyjemnie. Dla mnie ,,Ciało" to była głęboka podróż w głąb samego siebie. Powtarzane zdanie niczym mantra ,,Ciała za mało" było tutaj przyjemnym pomysłem. Ponownie mam ochotę ponarzekać na wokale, jeśli chodzi o ,,Tam jest tu". Jednak instrumentalnie utwór niszczy. Przeszło mi jakoś bez jakiejkolwiek reakcji ,,Grzej". Chociaż nie powiem, jest dobrze. Najlepszy utwór z tej płyty to moim zdaniem ,,Zabieraj łapska". Gra na basie, oraz wokal Sarsa wyszły tutaj genialnie. Nihil również pochwalił się co potrafi. Padłem po usłyszeniu tego, totalna miazga. I na koniec ,,Zwykłe czary wieją" - utwór, który przyjemnie zamyka album.
EP, oraz pełny album są świetne i bardzo mnie przekonują do siebie. Ocenię je oba w jednej ocenie i przyznaję ocenę 8/10.
czwartek, 10 listopada 2016
Heavy metal w starym stylu.
Eternal Champion to zespół pochodzący ze Stanów Zjednoczonych. Skład jest ciekawy, ponieważ mamy w nim trzech gitarzystów (Blake Ibanez, John Powers, oraz Carlos Llanas), wokalistę (Jason Tarpey), oraz osobę odpowiadającą za klawisze, bass, oraz perkusję (Arthur Rizk). Jak wyszedł debiut ,,The Armor Of Ire" dla tego zespołu?
Zacznijmy może od kwestii okładki. Biją od niej lata 80 heavy metalu. Trudno uwierzyć aż, że za tą okładkę odpowiada Adam Burke - osoba, która odpowiada za okładkę ,,Terminal Redux" zespołu Vortex. Już na samym początku ,,I Am The Hammer" czuć dobre, heavy metalowe granie. Utwór tytułowy ,,The Armor Of Ire" mocno zalatuje power metalem. Jednak nie jest zły, nawet przyjemnie się go słucha. Solówka jak dla mnie nie posiada tutaj jakiegoś wybitnego brzmienia, wręcz mnie irytuje. ,,The Last King Of Pictdom" to utwór z wpadającym w ucho głównym riffem i solówką, bierze mnie to. ,,Blood Ice" to preludium na bębnach jakby nawoływał do nadciągnięcia czegoś wielkiego... I faktycznie tak jest! Nadciąga ,,The Cold Sword" z którego wychodzi wspaniały duch heavy metalu. Nie mam jakichkolwiek zarzutów do tego utworu. Na heavy metalowych albumach jest słabo bez ballady, jednak tutaj jej nie brakuje. Tą balladą jest ,,Invoker" wraz z energicznym refrenem. Niezły jest ,,Sing A Last Song Of Valdese" - 6-minutowy utwór. ,,Shade Gate" jest ciekawym outro, które zamyka album.
Ten debiut to na prawdę nie jest zły album. Ciekawe riffy, okładka i w ogóle. Jednak brakuje mi tu sporo rzeczy, jak chociażby solówki przy których aż chce się machać głową. Niestety, ale i tak podwyższam ocenę dając 6/10.
Zacznijmy może od kwestii okładki. Biją od niej lata 80 heavy metalu. Trudno uwierzyć aż, że za tą okładkę odpowiada Adam Burke - osoba, która odpowiada za okładkę ,,Terminal Redux" zespołu Vortex. Już na samym początku ,,I Am The Hammer" czuć dobre, heavy metalowe granie. Utwór tytułowy ,,The Armor Of Ire" mocno zalatuje power metalem. Jednak nie jest zły, nawet przyjemnie się go słucha. Solówka jak dla mnie nie posiada tutaj jakiegoś wybitnego brzmienia, wręcz mnie irytuje. ,,The Last King Of Pictdom" to utwór z wpadającym w ucho głównym riffem i solówką, bierze mnie to. ,,Blood Ice" to preludium na bębnach jakby nawoływał do nadciągnięcia czegoś wielkiego... I faktycznie tak jest! Nadciąga ,,The Cold Sword" z którego wychodzi wspaniały duch heavy metalu. Nie mam jakichkolwiek zarzutów do tego utworu. Na heavy metalowych albumach jest słabo bez ballady, jednak tutaj jej nie brakuje. Tą balladą jest ,,Invoker" wraz z energicznym refrenem. Niezły jest ,,Sing A Last Song Of Valdese" - 6-minutowy utwór. ,,Shade Gate" jest ciekawym outro, które zamyka album.
Ten debiut to na prawdę nie jest zły album. Ciekawe riffy, okładka i w ogóle. Jednak brakuje mi tu sporo rzeczy, jak chociażby solówki przy których aż chce się machać głową. Niestety, ale i tak podwyższam ocenę dając 6/10.
środa, 9 listopada 2016
Staronordycki duch.
Skuggsja to projekt założony przez dwojga muzyków - Einara Selvika znanego z zespołu Wardruna, oraz Ivara Bjørnsona. Możemy określić ten projekt jako neofolk z dodatkiem progresywnego black metalu. W tym roku ukazał się debiut ,,Skuggsja: A Piece For Mind And Mirror", jak się powiodło?
Już w pierwszym utworze - ,,Ull kjem" wokal ,,Lindy Fay". Jednak to jest tylko wprowadzenie do albumu. Kolejny utwór to ,,Skuggsjá". Jest wspaniały, to czysty folk w pięknej postaci. Jednak ciekawiła mnie kwestia black metalowych partii. Mogłem już je usłyszeć na ,,Makta og vanæra, for all tid". Black metalowe brzmienie na którego tle usłyszymy chórki to coś wspaniałego. Jednak nie poczują tutaj niedosytu fani black metalu i usłyszą surowe skrzeki. Po nim nadchodzi ,,Tore Hund". Jakoś tak szybko przeleciał, jednak nie przeczę, że jest równie dobry co reszta. Następnie usłyszymy ,,Rop fra røynda - mælt fra minne", który jak dla mnie wprowadza w lekki trans. Ze świadomością, że utwór ,,Skuggeslåtten" jest instrumentalny spodziewałem się na początku czysto folkowego grania. Jednak zostałem zaskoczony, ponieważ znaczącą rolę odgrywają tutaj gitary. Ponownie bardzo przyjemny smaczek dla fanów black metalu. Wspaniały jest ,,Kvervandi". Bardzo wpadł mi w ucho wokal oraz instrumentarium w ,,Vitkispá". Ambientowy ,,Bøn om ending, bøn om byrjing" to coś wybitnego. Bardzo mnie urzekł. Na koniec usłyszymy przyjemny utwór z damskimi wokalami - ,,Ull gjekk"
Debiut projektu Skuggsja to coś wspaniałego. Podoba mi się pomysł z połączeniem neofolku oraz black metalu (nie tworząc z tego folk blacku), oraz użycie języka staronorweskiego. Przyznaję ocenę 10/10.
Już w pierwszym utworze - ,,Ull kjem" wokal ,,Lindy Fay". Jednak to jest tylko wprowadzenie do albumu. Kolejny utwór to ,,Skuggsjá". Jest wspaniały, to czysty folk w pięknej postaci. Jednak ciekawiła mnie kwestia black metalowych partii. Mogłem już je usłyszeć na ,,Makta og vanæra, for all tid". Black metalowe brzmienie na którego tle usłyszymy chórki to coś wspaniałego. Jednak nie poczują tutaj niedosytu fani black metalu i usłyszą surowe skrzeki. Po nim nadchodzi ,,Tore Hund". Jakoś tak szybko przeleciał, jednak nie przeczę, że jest równie dobry co reszta. Następnie usłyszymy ,,Rop fra røynda - mælt fra minne", który jak dla mnie wprowadza w lekki trans. Ze świadomością, że utwór ,,Skuggeslåtten" jest instrumentalny spodziewałem się na początku czysto folkowego grania. Jednak zostałem zaskoczony, ponieważ znaczącą rolę odgrywają tutaj gitary. Ponownie bardzo przyjemny smaczek dla fanów black metalu. Wspaniały jest ,,Kvervandi". Bardzo wpadł mi w ucho wokal oraz instrumentarium w ,,Vitkispá". Ambientowy ,,Bøn om ending, bøn om byrjing" to coś wybitnego. Bardzo mnie urzekł. Na koniec usłyszymy przyjemny utwór z damskimi wokalami - ,,Ull gjekk"
Debiut projektu Skuggsja to coś wspaniałego. Podoba mi się pomysł z połączeniem neofolku oraz black metalu (nie tworząc z tego folk blacku), oraz użycie języka staronorweskiego. Przyznaję ocenę 10/10.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)







